Skończyłeś zaoczny kurs junior java developer. Jak w przypadku takiej edycji kursu wyglądała współpraca z firmami partnerującymi Akademii?
Założenie było takie, że infoShare Academy pomaga w szukaniu pracy, ale nie mieliśmy randek, tak jak było to na kursie dziennym. Mieliśmy za to informację, że partnerzy mają wgląd do naszego kodu. Jeśli chodzi o Partnerów i szukanie pracy, to całe działanie było dopiero po kursie. Nie byłem na wielu rekrutacjach, ale ostatecznie zdobyłem pracę przez Akademię.
Kurs zaoczny jest znacznie bardziej rozciągnięty w czasie od kursu dziennego. Praca, dom, dodatkowo dwa dni zajęć co dwa tygodnie przez ok. pół roku. Masz może jakieś rady dla obecnych i przyszłych kursantów, jak pogodzić wszystkie te rzeczy i co robić, by być zauważonym przez potencjalnego pracodawcę?
Kiedy przyszedłem tutaj do Akademii pogadać z Kasią (Katarzyna Prokopowicz, COO / Head of HR w Akademii – przyp. red.) i Marcinem (Marcin Pokojski, ówczesny CEO w Akademii – przyp. red.), rzeczą, która mnie kupiła była informacja, że po ich pierwszym kursie front-endowym wszyscy dostali pracę. Zacząłem o tym myśleć trochę jak o uczeniu się z Matrixa – przychodzisz, oni ci wszystko wtłaczają do głowy, wychodzisz i wszystko wiesz, i dostajesz pracę. Tak nie jest. Widzę po znajomych, którzy mogli sobie pozwolić, by całe te pół roku poświecić na naukę, że poszli bardzo do przodu i są świetni. Ja nie mogłem, mam dzieciaki, pracę i tak dalej. Musiałem się trochę pogodzić z tym, że nie będę na takim poziomie, na jakim mógłbym być, gdybym zwyczajnie miał więcej czasu. Także myślę, że wszystko zależy od nas.
Czyli moja rada jest taka: nie licz na to, że ktoś ci włoży do głowy. Myślę, że warto zrobić jakieś tutoriale, napisać parę prostych rzeczy i krytycznie popatrzeć, jak to wyszło. Trzeba też się liczyć z tym, że potencjalny pracodawca szybciej zauważy kogoś, kto nie był programistą, ale ma inne doświadczenie w branży IT (np. pracował jako bazodanowiec lub tester), niż człowieka z wieloletnim doświadczeniem np. w budownictwie który z IT niewiele miał wspólnego. Poniekąd doświadczyłem tego, jako ktoś spoza IT.
Czy biorąc udział ponownie w kursie na Junior Java Developera w infoShare Academy, zmieniłbyś w nim coś?
Materiał na kursie był dość obszerny. Być może, gdybym był w stanie poświęcić te pół roku na zgłębianie wszystkich zagadnień, skorzystałbym z niego w pełni. W moim przypadku efekt jest jednak taki, że o istnieniu niektórych rzeczy wiem, ale dokładniej ich nie pamiętam. Mieliśmy konfigurowanie serwera, Dockera, Jenkinsa itp. rzeczy, które były świetne, chciałbym ich używać, ale na rozmowie kwalifikacyjnej zderzamy się z pytaniami innego rodzaju np. o wzorce projektowe, a ten temat nie był poruszany aż tak szeroko. Więc w moim przypadku minusem był zbyt obszerny materiał, ale z drugiej strony nie powiem, żeby te zagadnienia same w sobie mi się nie podobały.
Kurs junior java developer to nie tylko technologie i narzędzia, ale też ludzie. Jak wspominasz ten aspekt kursu?
Kiedy miałem jakieś rozterki na temat kursu, moja żona powtarzała, bym się nie martwił o to, że niczego się tam nie nauczę, bo właściwie idę tam dla kontaktów (śmiech). I to jest naprawdę 1/3 wartości tego kursu, tak myślę. Z ludźmi, z którymi byłem w zespole, miałem fajny kontakt i myślę, że wciąż będę miał. To przydaje się też np. w szukaniu pracy.
Jeśli chodzi o trenerów, to oni robią PR tej szkole. Byli świetni! Wyjście z nimi na obiad i pogadanie o tym, na co uważać na rynku, kogo unikać, że coś jest nie tak, jak myślałeś, jest mega wartością. I tak naprawdę wszyscy byli pierwszoligowymi specjalistami. Nawet po kursie można było liczyć na ich pomoc.
Jak wygląda Twój dzień pracy jako programista?
Na początku byłem w zespole realizującym projekt wewnętrzny, a dopiero potem wszedłem do projektu produkcyjnego. Rzeczywistość jest taka, że programowania nie ma tak dużo, jak mogłoby się wydawać. Na pewno nie jest to nawet połowa pracy. Część czasu poświęcam na spotkania przez Skype. Pracujemy w scrumie, więc jest daily i wszystkie scrumowe spotkania. Na przykład planowanie dwutygodniowego sprintu zajmuje nam cały dzień. W Akademii też pracowaliśmy w scrumie. Myślę, że to też się przydało.
Jest czas na jakieś drobne przyjemności?
Miałem to szczęście, że w pierwszym tygodniu mojej pracy trafiłem na wspólne wyjście i to okazało się szalenie ważne. Myślę, że to dużo mi dało, bo po paru dniach byłem już innym człowiekiem – nie byłem tym, który nic nie rozumie, tylko kimś, kto ma imię, nazwisko, zachowuje się w jakiś tam sposób. Nie mamy zjeżdżalni, hamaków i piłkarzyków (śmiech), ale komfort pracy jest bardzo wysoki.